Po sześciu spotkaniach, w których podopieczni Bartosza Jagielskiego ugrali tylko jeden punkt, w końcu przyszło przełamanie. Na własnym boisku pokonali Naprzód Jabłonowo Pomorskie 2:1
Dwadzieścia dwie stracone bramki w ostatnich sześciu meczach z pewnością nie były dobrym prognostykiem przed sobotnim spotkaniem. Jak wcześniej wspominał na naszej stronie trener Bartosz Jagielski, Promień borykał się od początku rundy z różnymi problemami - także kadrowymi. Nie ulega jednak wątpliwości, że zespół dysponuje solidną kadrą i dotychczasowe wyniki były dużo poniżej możliwości "Promyczka".
Po długiej przerwie spowodowanej obostrzeniami, w sobotnie popołudnie na trybunach obiektu przy Chopina mogli zasiąść sympatycy miejscowej drużyny. Jednak to, co zobaczyli, z całą pewnością nie mogło im się podobać. Spotkanie stało na niskim poziomie, a Promień był praktycznie bezradny. Poza dobrze bitym rzucie wolnym w 5. minucie gospodarze grali kiepsko. Podopieczni trenera Jagielskiego uparcie chcieli grać wyłącznie prawym skrzydłem, co ewidentnie w pierwszej połowie nie wychodziło. W okolicach pola karnego z niewiadomych przyczyn zawodnicy Promienia nie chcieli strzelać na bramkę. Naprzód z kolei był częściej przy piłce, co oczywiście przekładało się na tworzenie dobrych sytuacji. W 18 minucie sytuacje sam na sam wybronił Dybka, jednak kilkanaście minut później, po długim podaniu za plecy, napastnik gości z łatwością oszukał kowalewskiego golkipera.
Na drugą połowę gospodarze wyszli w zdecydowanie lepszym nastawieniu. Pomogły też zmiany - Mateusz Kopaczewski zdecydowanie rozruszał akcje na prawym skrzydle, robiąc nieco wiatru. Goście cofnęli się bardzo głęboko i skupiali się na rozbijaniu ataków gospodarzy. Już chwilę po wznowieniu spotkania Promień mógł wyrównać po rzucie rożnym, jednak Bartosz Olkowski z bliska uderzył prosto w bramkarza. Cały czas pachniało upragnioną bramką dla gospodarzy. Wreszcie Jakub Kawula po dograniu z rzutu rożnego główką załadował gola na remis. "Promyczek" poczuł krew - zawodników nie satysfakcjonował remis. Swoje sytuacje mieli m in. Bartosz Przypis czy ponownie Olkowski, jednak piłka nie chciała znaleźć drogi do bramki. Jednak w końcu, po zagraniu z głębi boiska piłkę do bramki załadował Maciej Rożnowski, ustalając wynik spotkania na 2:1.
Huk spadającego z serca graczy, trenera i prezesa kamienia było słychać chyba w całym Kowalewie. Biorąc pod uwagę fakt, iż nadal nie wiadomo, ile drużyn jest zagrożonych relegacją, "Pomyczek" nie mógł sobie pozwolić na kolejne potknięcia. To zwycięstwo pozwoli złapać oddech i ponownie uwierzyć we własne możliwości. Już w środę podopieczni trenera Jagielskiego zagrają na wyjeździe z Olimpią II Grudziądz.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz